*Znasz to uczucie, kiedy wydaje Ci się, że nie jesteś nikomu
potrzebny? Zdajesz sobie sprawę, że wszyscy inni wokół Ciebie mają lepsze życie
od twojego. Czasami chcesz się zamienić, ale wiesz, że nie możesz. Czujesz się przegrany,
gdy widzisz na sobie pełne nienawiści spojrzenia ludzi.
Czujesz się nikim, jesteś nikim. Nikt cię nie kocha.Nie jesteś nikomu potrzebny.
Zayn wszedł do swojego mieszkania brutalnie zatrzaskując
drzwi nogą.
-Już nawet drzwi ci przeszkadzają?-usłyszał głos swojej
matki, która wycierała dłonie w małą zieloną ścierkę i czujnie mu się
przypatrywała.
Chłopak obdarzył ją pełnym lekceważenia spojrzeniem.
Nic nowego.
Wyminął kobietę lekceważąco i spokojnym krokiem udał się do swojego pokoju na drugim piętrze.
Jak na chłopaka w pokoju zawsze panowała
nieskazitelna czystość.Jasne ściany, wielkie łóżko, laptop ułożony schludnie na małym
stoliku i duża plazma na ścianie. Co mu z tego wszystkiego? Rzucił plecak w kąt
pokoju i szybkim spojrzeniem ogarnął pomieszczenie. Znów ktoś tu grzebał, ktoś
przeszukiwał jego rzeczy. Czuł to. Od tego czasu, kiedy była cała ta afera z
narkotykami ludzie nie dawali mu spokoju. Było mu jedynie wstyd, że zrobił ktoś blisku mu. Ktoś z jego "rodziny".
Szybkim krokiem podszedł do okna i zobaczył spokojne
uliczki Nowego Jorku. Nienawidził tego miasta.Tęsknił za rodzinnym Bradford. Tam
przynajmniej czuł się jak w domu. Im większe miasto, tym więcej ludzi, im
więcej ludzi, tym więcej nienawiści.
Miał osiemnaście lat, a mimo wszystko wiele przeżył.Były też momenty, które sam , spieprzył' ale to zupełnie mu nie przeszkadzało.
Mieszkał z matką i trzema siostrami. Każdy dzień w tym zimnym, jasnym budynku, który śmiał się nazywać domem był trudny.. Nie
obywało się bez kłótni i wylewu łez. On rzecz jasne nie płakał, był na to za
twardy. Płakały jego siostry, a czasem też i matka. Mimo wszystko była
naprawdę silną kobietą.
Zayn przerwał rozmyślania, gdy usłyszał cichutkie pukanie
do dębowych drzwi.
-Proszę-rzucił nieco groźnie, ale gdy zobaczył w drzwiach
postać swojej malutkiej, sześcioletniej siostrzyczki na jego twarzy zagościł
uśmiech.
-Co jest mała?-podbiegł do niej i wziął ją na ręce.
Kochał tą małą, niebieskooką dziewczynkę, bardzo ją kochał. Taką miłością, jak
brat kocha siostrę, albo nawet większą.
-Zayn-powiedziała słodko Nina-chciałam ci życzyć
wszystkiego najlepszego, dziś są twoje urodziny-uśmiechnęła się i wtuliła w
niebieską koszulkę brata.
Dziś są moje urodziny? Pomyślał Malik i nieco są zdziwił.
Ah, no tak.. dziś 12 stycznia, idioto. Nie pamiętać o własnych urodzinach?
-Dziękuję kochana, twojemu bratu zupełnie wyleciało to z
głowy-uśmiechnął się, a w jego pięknych brązowych tęczówkach widać było wzruszenie,
smutek i wielką czułość.
-Zabiorę cię na
lody-rzucił, a gdy skojarzył, że jest środek zimy, szybko się poprawił- wybierzesz
sobie to na co będziesz miała ochotę.
Spacerowali po wielkiej galerii. Nina jadła gofry z
truskawkami i bitą śmietaną cały czas próbując zagadać Zayn’a. Pokazywała mu
różne rzeczy, razem potrafili się śmiać.Potrafili być naprawdę zgranym duetem.
Mimo różnicy lat rozumieli się jak rówieśnicy.
-Zayn, powiedz mi, że nigdy mnie nie opuścisz-powiedziała
szczerze, gdy przechodzili przez park.
-Mała, skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?-zdziwił się.-zawsze
będę przy tobie, zawsze będę twoim bratem, a ty moją siostrzyczką.
Na jej ślicznej twarzyczce pojawił się szczery uśmiech. Wokół nich spacerowali ludzie, ubrani byli w
grube szaliki, rękawiczki i czapki. Było zimno. Ptaki siedziały na gałązkach
drzew i cicho śpiewały. Niektórzy trzymali w rękach telefony, inni kubki z
ciepłą kawą, a jeszcze inni szli prosto przed siebie patrząc się w jeden punkt.
Ludzie nie mają na nic czasu. Ciągle się gdzieś spieszą.
Wokół robiło się ciemno, kiedy chłopak powiedział:
-Powinniśmy już wracać, mama będzie się o ciebie
niecierpliwić martwić- powiedział.
-Zayn, mama boi się też o ciebie- na jej twarzy zagościł
smutek-ona cię kocha! Czemu twierdzisz, że ona cię nie kocha?
Jak na sześciolatkę miała naprawdę dużo rozumu. Jej duże oczy wpatrywały się w chłopaka.
-Może i masz rację-przyznał w końcu, ale sam nie wierzył w swoje
słowa.
To
co stało się potem Zayn pamiętał jak przez mgłę. Nie chciał tego pamiętać. Nie
chciał o tym myśleć, ale nie mógł tego
zatrzymać. Jego kochana, malutka siostrzyczka leżąca na ciemnej, brudnej
jezdni. Tłum gapiów wlepiających wzrok. Szum. Rozmowy. Hałas. I on, klęczący przed
nią i szczerze płacze. Nigdy nie było mu tak smutno. Czuł się, jakby ktoś
wyrwał mu duszę, a następnie zaczął nią rzucać bez odrobiny człowieczeństwa.
Dlaczego ona? Czemu nie ktoś inny? Dlaczego? Dlaczego ludzie, którzy są źli
potrafią żyć na wolności, a niewinna osoba traci życie? Przecież ona miała tylko 6 lat, była małym aniołkiem.
Pogotowie, nosze i drzwi samochodu zatrzaskujące się głośno.
Czuł się jakby po tym wszystkim ktoś mocno uderzył go w twarz. Czuł się winny temu co się stało. Był na siebie niemiłosiernie zły. Jego przystojna twarz pogrążona była w smutku i w bólu.
-Wszystko ok?-w głowie rozbrzmiewały mu dwa najgłupsze
słowa, jakie tylko mógł wypowiedzieć człowiek w takiej sytuacji-Wiem, idiota ze
mnie, a tak po za tym, to mam na imię Justin.. *
*
Prolog skończony. Nie będę pisała taki on jest beznadziejny, bo to Wy macie wyrazić swoje zdanie w komentarzu poniżej. Dziękuję, że przeczytałeś/aś. Jeśli chcesz być informowany/a o nowych rozdziałach, napisz nazwę twittera albu numer gg.